„Zrobiłem bardzo fajną robotę” – Żyła po zajęciu 4. miejsca w Lake Placid

W niedzielnych zawodach Pucharu Świata w Lake Placid po raz pierwszy w tym sezonie dwóch reprezentantów Polski zakończyło rywalizację w czołowej „10”. Na dziewiątym miejscu – wraz z Kristofferem Eriksenem Sundalem – uplasował się Aleksander Zniszczoł, natomiast do końca w walce o podium liczył się Piotr Żyła. Ostatecznie 37-letni wiślanin zajął czwartą lokatę.

Na półmetku niedzielnej rywalizacji Żyła był nawet trzeci, po skoku na 125 metrów. W drugiej serii dwukrotny mistrz świata ze skoczni normalnej lądował 2 metry bliżej, co m.in. przy kapitalnym skoku na odległość 135 metrów w wykonaniu Philippa Raimunda okazało się niewystarczające do utrzymania miejsca na podium. Żyła stracił do niego 8,5 punktu.

Wynik osiągnięty przez Żyłę w drugim konkursie na 128-metrowym obiekcie Mackenzie Intervale Ski Jump jest najlepszym indywidualnym rezultatem polskiego skoczka w bieżącym sezonie PŚ. Czy 37-latek był zadowolony ze swoich niedzielnych skoków w Lake Placid?

– Jestem zadowolony. Zrobiłem bardzo fajną robotę – wszystko mi pasowało tak jak miało pasować. W końcu miałem też trochę „funu” ze skoków. Nie myślałem o tym czy mogę być piąty, dziesiąty, dwudziesty czy którykolwiek. Tylko po prostu skakałem dla samych skoków – ocenił wiślanin.

Reprezentant Polski przyznał również, że jego skoki były lepsze technicznie od prób oddawanych w sobotnim konkursie – zarówno w aspekcie wyjścia z progu, jak i samego lotu: – Wczoraj (w sobotę – przyp. red.) trochę spóźniałem, i to dość wyraźnie. A dzisiaj myślę sobie: co tam, jak się trochę wcześniej odbiję? I od razu było trochę więcej wysokości i rotacji – także naprawdę fajne skoki. Jestem zadowolony z dzisiejszego dnia i z pobytu w Ameryce w ogóle.

Szósty zawodnik klasyfikacji generalnej PŚ w sezonie 2022/23 przyznał również, że po kompletnie nieudanym weekendzie w Willingen, gdzie w sobotnim konkursie zajął 48. miejsce, a dzień później nie przebrnął kwalifikacji, rozmowa z trenerem Thomasem Thurnbichlerem i ponowna mobilizacja na końcówkę obecnego sezonu były mu potrzebne.

– Gdzieś w Willingen siadła mi motywacja. Miałem taki stan jak tutaj w zeszłym roku, że po prostu byłem zmęczony. Rozmawialiśmy z trenerem, żebym się zastanowił czy chcę tu przyjeżdżać czy nie – na takiej zasadzie, że jak tutaj pojadę, to na pewno nie z takim nastawieniem jak w Willingen. Tylko, że zrobię po prostu wszystko, co możliwe, żeby było dobrze. No i będę walczył tak jak umiem. Chwilę o tym myślałem i stwierdziłem: „Ja to lubię, jadę” – mówił m.in. Żyła.

W najbliższy weekend światowa czołówka przystąpi do pucharowych zmagań na kolejnym kontynencie – w Azji. Gospodarzem konkursów PŚ będzie tym razem Japonia i olimpijska skocznia w Sapporo. Żyła przyznał, że bardzo lubi ten kraj ze względu na wspomniane miasto, ale też chociażby kuchnię. Opowiedział także m.in., jak ważny w kontekście nadchodzących zmagań na skoczni Okurayama był tegoroczny wyjazd do Lake Placid.

– Skocznia skocznią, skakanie skakaniem. Tam też różnie bywa w tej Japonii, bo i śnieg kurzy, i wieje. Ale samo planowanie tego, kiedy spać; kiedy jeść; co jeść i gdzie, wygląda całkiem inaczej. Coś się dzieje. Ja lubię, jak się coś dzieje. Tutaj (w Lake Placid – przyp. red.) w zeszłym roku wszystko sobie też źle zaplanowałem, a w tym roku chciałem też po to tu przyjechać, żeby poradzić sobie z tą sytuacją. Nie jestem zwolennikiem zmiany czasu, ponieważ burzy mi cały rytm. A w tym roku czułem się tu wyjątkowo dobrze, także można powiedzieć, że to mój pewien sukces. Miałem taki sen, żeby fajnie się tu czuć. I wiadomo, że później, jak człowiek się dobrze czuje, to te skoki też wyglądają trochę lepiej – podsumował polski skoczek.

Źródło: Skijumping.pl